Jak odpocząć od konfliktów?
Co prawda wakacje już za nami, ale czas odpoczynku nie dla wszystkich minął w tym roku bezpowrotnie. Niektórzy są dopiero przed, inni ciągle pomiędzy (szczęściarze 🙂 ).
W każdym razie, odpoczynek, wakacje, urlop… oznacza RELAKS – słońce, odpoczynek, podróże. I różnego rodzaju aktywności, na które często nie mamy czasu w pozostałe miesiące roku. Raczej nie przewidujemy miejsca na konflikty i trudne tematy. Te jednak nie dają za wygraną i uparcie nam towarzyszą, nawet w tak wyczekiwanej chwili, jaką jest rodzinny, czy przyjacielski wyjazd na urlop.
No właśnie, jak to jest?
Wspólny wyjazd, kilka dni lub tygodni wolnego od pracy, a może nawet wolnego od dzieci – nic tylko czerpać pełnymi garściami z życia, śmiech, zabawa, obcowanie z naturą… I pewnie część z nas tak właśnie spędza swoje wakacje – na błogim lenistwie lub dzikiej aktywności, w zależności od potrzeb, ale jednak zawsze w harmonii ze sobą i z innymi wokół. Jest jednak taka część ludzi, nawet całkiem spora, która nie może się uwolnić od konfliktogennych sytuacji nawet wtedy, gdy już tuż tuż za rogiem czeka “relacyjne niebo”. Nie raz nie dwa zamienia się ono w piekło, często nawet zanim zdążymy wyjechać samochodem z garażu… Można powiedzieć, że na wakacjach konflikty są gwarantowane.
Może nie jak śmierć czy podatki, bo tutaj niektórym udaje się jednak uciec przeznaczeniu :), ale prawdopodobieństwo pojawienia się kłótni zmienia się w zależności od liczby osób wyjeżdżających, długości stażu znajomości, poziomu równowagi w relacji z jaką mamy do czynienia przez większą część roku, ilości wypitego alkoholu… i można by tak jeszcze wymieniać dalej, ale myślę, że każdy z nas ma tu swoje doświadczenia i łatwo sam sobie coś do tej listy dopisze.
No a w ogóle niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie spotkał się z konfliktem, lub chociażby napiętą atmosferą w trakcie urlopu! Kiedy nie ma dokąd uciec przed różnicami zdań, zawiedzionymi oczekiwaniami, drobnymi sytuacjami, w których czujesz te szpileczki wbijane z lubością/albo dobra czasem nieświadomie/ i wiesz, że jak odpowiesz to popłyniecie…
Tylko myślisz sobie, dobra zagryzę zęby, bo szkoda tego czasu, skoro już się gdzieś wybraliśmy razem. No tak, a jeszcze czasem się czegoś zapomni ze sobą zabrać, np. ulubionej maskotki dziecka, bez której nie zaśnie i przed oczami jawi się wizja przeryczanych wieczorów… Albo na lotnisku okazuje się, że paszport jest nieważny, albo przyszliśmy do odprawy zwarci i gotowi o jeden dzień za wcześnie albo za późno – to już gorsza wersja!
I zaczynają się wymówki, przytyki, przerzucanie się winą i cała ta nerwówka. Potem już, “na miejscu” też nie zawsze potrafimy spuścić powietrze z balonika i kontynuujemy przepychanki: “Odłóż do cholery tę komórkę! Jesteśmy na wakacjach” – znacie to? Albo to: “Ile jeszcze będziesz się pindrzyć?! Mieliśmy wyjść pół godziny temu”.
Przy większej liczbie osób robi się jeszcze ciekawiej…
Dzielenie się toaletą, szukanie idealnego miejsca na obiad, jaki smak lodów wybrać, gdzie pójść na drinka, idziemy na nogach, taksówką, a może metrem, od czego zaczynamy zwiedzanie… i tak dalej.
Przykłady takich punktów zapalnych można pewnie podawać bez końca, bo ile ludzi tyle doświadczeń i strategii działania. Ważniejsze to jednak zastanowić się nad tym, czy i co możemy zmienić w swoim działaniu, żeby nam i wszystkim wokół nas było i “czuło się” lepiej, łatwiej, tak luźniej bez wielkiej spiny.
P.S. Odcinek na temat tego, co nam utrudnia rozmowy i jak warto przedstawiać swoje racje, żeby przynajmniej spróbować się dogadać, znajdziesz tutaj |
O czym warto pamiętać w rozmowach, żeby były konstruktywne?
Wcale nie chodzi o to, żeby zaprzeczać swoim odczuciom i je odrzucać, zaciskać zęby i za wszelką cenę silić się na uprzejmości. Mamy akceptować i przyjąć wszystko, co się w nas pojawia. Bo nawet wtedy, albo zwłaszcza wtedy, kiedy trafia nas szlag, pozostaje pytanie, co z tym chcemy zrobić?
Konieczna jest gotowość na zmianę stylu naszej rozmowy – widoczna nie tylko wtedy, gdy siedzimy bez emocji, w bezpiecznym miejscu, ale właśnie wtedy kiedy zaczyna się robić gorąco. Bo żeby w ogóle próbować zmienić bieg zdarzeń, warto najpierw powstrzymać pokusę ataku i zacząć mówić bez agresji. Czyli kiedy poczujesz się w bojowym nastroju zrezygnuj z napastliwości, nie nacieraj ale też, co ważne! nie wycofuj się – świadomie wybierz tę inną drogę, czyli zamiast napadać na współtowarzysza albo wycofać się zupełnie z dalszej rozmowy, wyraź to, co jest dla ciebie ważne. ważne tu i teraz. Zamiast okopywać się na swoich pozycjach, spróbuj dostrzec, dlaczego każdy z was tak a nie inaczej podchodzi do tematu, w którym się nie zgadzacie.
Co to daje? Jeśli oprzemy się chęci atakowania możemy zmienić charakter rozmowy. Nawet jeśli ta druga strona uparcie trwa przy swoich starych nawykach, możemy wziąć rozmówcę przez zaskoczenie i przenieść punkt ciężkości na rzeczy naprawdę ważne. I z drugiej strony, jeśli to nas ktoś atakuje, to warto pamiętać o tym, żeby przenosić naszą uwagę z ataków, które słyszymy, na to co kryje się za słowami, które lecą w naszym kierunku. Bo to jak słuchamy ma wpływ nie tylko na to, co do nas dotrze i jak to odbierzemy, ale też na to, jakie dalsze kroki będą w ogóle możliwe
Trening „ignorowania agresji” – oczywiście nie mamy lekceważyć realnego zagrożenia, ale próbować zmienić swoje nastawienie do żony/męża/dziecka/kumpla, który właśnie postanowił wyrzucić na nas np. swoją frustrację. Zamiast koncentrować się na agresywnych słowach, wsłuchajmy się w informacje, czyli w to, co druga osoba chce nam rzeczywiście powiedzieć, nawet jeśli robi to w niewybredny lub nieudolny sposób. Jeśli zależy nam na tym, żeby znaleźć rozwiązanie to puszczanie ataków mimo uszu na rzecz skupienia się na tym, co się za nimi kryje, będzie po prostu skuteczne. Taka umiejętność słuchania w trudnych sytuacjach pozwala transformować nasze konflikty i powoduje to, że do kolejnych podejdziemy z większym dystansem i będziemy do nich lepiej przygotowani
Uwierz w siebie, doceniaj małe kroki i pamiętaj, że to proces – każda zmiana wymaga czasu, w związku z czym pewnie i tutaj nie od razu uda nam się zatrzymać na krótką refleksję, w tym co robimy, czy myślimy, kiedy słyszymy po raz kolejny te same wyrzuty, skargi i żale… i aż korci żeby dorzucić swoje 3 grosze. Dlatego bądźmy dla siebie wyrozumiali i podejdźmy do siebie z serduchem i wyrozumiałością. Doceńmy nawet małe, drobne zmiany na lepsze, a jeśli coś nie wyjdzie, przeanalizujmy dlaczego tak się stało i próbujmy przy kolejnej okazji
Pracuj pytaniami – jeśli dasz radę dopytaj, co też kryje się pod powierzchnią, co tak właściwie lata jemu czy jej po głowie i próbuje w taki a nie inny sposób znaleźć ujście. Tylko bardzo ważna uwaga, niech to będą nieagresywne pytania. Tak, żeby nie wywierać nimi wielkiej presji i nie stawiać człowieka pod ścianą z hasłem “gadaj!”, albo przytrzymać typka do góry nogami z balkonu, żeby wycisnąć odpowiedź, nie nie o taki stopień ciekawości chodzi :). Jeśli uda się to zrobić w cywilizowany sposób (a do tego musimy chcieć się na to otworzyć), mamy szansę nauczyć się nie uciekać i pozostawać w tym, co nam się nie podoba, być może budzi nasz lęk, albo z czym się nie zgadzamy. Rozwiniemy wówczas w sobie zdolność do słuchania o rzeczach, z których być może nie zdawaliśmy sobie dotąd sprawy.
Tak, tak, to takie inne od tego, co zazwyczaj robimy w napiętej sytuacji. Okrutnie to trudne, żeby dociekać, co tam w środku tego drugiego, kiedy w powietrzu wiszą mocne słowa, a nawet przekleństwa i jedyne co przychodzi ci do głowy to obrona przez atak… Uczucie w środku, w ciele bywa na tyle nieznośne, że chciałoby się raczej dopiec drugiej stronie, co najmniej tak samo mocno, albo uciec jak najdalej, a nie się nad nią rozczulać. Ale jak zostawimy to, o co tak naprawdę poszło, to nie uda nam zrozumieć tej drugiej strony, a to już tylko odsuwa nas od siebie.
No to jak możemy ułatwić sobie naukę przestawiania starego schematu działania na ciekawość?
Ćwicząc na sucho, czyli analizując jakieś sytuacje, które najczęściej się powtarzają, albo zaraz po jakiejś napiętej sytuacji, w której nie udało nam się złapać dystansu i poszliśmy starą drogą. Daj sobie dosłownie chwilę, kilka minut i zwróć uwagę, w jaki sposób się zamykasz: o czym wtedy myślisz, jakie odczuwasz emocje, co się dzieje w twoim ciele. Przyjmij wszystko, co ustalisz, nie wypieraj, nie krytykuj. Masz być tylko tego świadomy. W taki sposób, dając uwagę najpierw sobie, łatwiej będzie poznać punktu widzenia drugiej strony.
Pomyśl, co jest dla Ciebie ważne, czego potrzebujesz – wszystko rozbija się o to, czy nam zależy na utrzymywaniu dobrej relacji, rozbrajaniu fochów i skutecznym kończeniu kłótni, bez trzymania tygodniami urazy. Bo prawda jest taka, że rosnące w nas zmęczenie i zniesmaczenie własnymi bezproduktywnymi zachowaniami może nas kopnąć w 4 litery i zapoczątkować zmiany. I tak, to wymaga wysiłku, bo nie wystarczy zauważyć “Houston mamy problem”, ale też musimy być gotowi podjąć decyzję o zmianie i jeszcze zacząć działanie w jej kierunku. Pocieszające jest to, że nie jesteśmy w tym sami i większość z nas ma te same wyzwania w tej materii. A jak lubimy czuć się wyjątkowi, czy skuteczni, to mamy pole do popisu – wyjść przed szereg i pokazać swój przykład, że się da
A jeśli czujemy, że pogarszamy sytuację, to warto się zatrzymać w tym, co robimy lub gadamy. To jak reagujemy na konflikt, nie jest kwestią naszej osobowości, tylko nawyków, które nabyliśmy w życiu. A jak wiemy, nawyki, czyli zachowania można skutecznie zmieniać.
Jeśli ciągle robimy to samo, to nie możemy oczekiwać innych rezultatów. Warto więc rezygnować z nieskutecznych zachowań i wprowadzać na ich miejsce inne.
Naprawdę możemy nauczyć się działać konstruktywnie. Pomoże nam w tym szybki rekonesans historii naszych reakcji:
- czy stronię od rozmowy lub zaogniam kłótnię poprzez jakieś niefajne zachowania?
- czy stronię od trudnych, albo ważnych tematów, dystansuję się, zamiast wzmacniać więź?
- czy sabotuję porozumienie, które może być wartościowe?
- czy to, co robię w ogóle zbliża mnie do osiągnięcia mojego celu?
To takie pytanka na szybko, a jeśli już znaleźliśmy się w oku cyklonu i czujemy, że nie zmierzamy w dobrym kierunku, to zawsze warto powiedzieć: „Wiesz co, czuję, że to co robimy zupełnie nie działa, potrzebuję chwili dla siebie, żeby to przemyśleć. Wrócimy do tematu później” I już! Nie atakujemy, nie obwiniamy, mówimy o sobie, o tym co czujemy. Nie ma motywacji do kontrataków.
W ten sposób nie zostawiamy drugiej strony z jej domysłami i nie zachowujemy się tak, jakby nam się odechciało rozmowy w jej trakcie. Nie uciekamy też od problemu i trudnej sytuacji. Dajemy tylko jasny komunikat, że wrócimy do tematu, jak będziemy na to gotowi. Jest duża szansa na to, że dając sobie wzajemnie czas na złapanie dystansu, unikniemy kłótni, a to z kolei spowoduje, że łatwiej będzie nam pogadać o tym już jak emocje opadną, bo unikniemy chociażby wielu przykrych słów, które z taką dziwną lekkością wyrzucamy z siebie jak się kłócimy.
Chociaż słyszę już te komentarze, taa łatwo powiedzieć, a jak siedzę akurat ze zrzędą w samochodzie, albo gorzej w samolocie, czy pociągu i nie mam gdzie odejść? Przyznaje, mało komfortowe miejsce na dyskusje, ale… jeśli masz takie myśli, obawy, przewidujesz, że taka sytuacja może mieć miejsce, a może już miała, no to znowu – ćwicz na sucho. Przypomnij sobie jak było, co robiłeś ty, co ta druga osoba. Zastanów się co mogłeś zrobić inaczej, czego w ogóle nie robić, co byś zrobił teraz kiedy o tym myślisz tak bez emocji, na chłodno.
Jest spora szansa, że następnym razem taka rozmowa pójdzie Ci lepiej, a jeśli nie to może słynne od jakiegoś czasu hasło #niemówdomnieteraz tylko w nieco delikatniejszej formie, dobrze byłoby wgrać do naszego słownika? Tak na wszelki wypadek.
Nie szukaj winnych, skoncentruj się na rozwiązaniach
Za wszystko, co nas w życiu niefajnego spotyka praktycznie zawsze lub prawie zawsze szukamy winnego w kimś innym, nie w sobie. No w najlepszym wypadku winimy los. Ale jeśli nie chcemy eskalować kłótni, to powinniśmy myśleć o tym, co się dzieje, a nie o tym, czyja to wina.
Znalezienie winowajcy, a uświadomienie sobie, jak każda ze stron przyczyniła się do tego konfliktu – to dwie różne sprawy.
Żeby pchnąć sprawy naprzód musimy być świadomi tego, w jaki sposób sami przyczyniliśmy się do napięcia sytuacji. Jeśli jedno z nas zrezygnuje z obwiniania drugiej strony i skupi się na poszukaniu rozwiązania, to siłą rzeczy przesuniemy cały punkt ciężkości naszej rozmowy. Chętniej przyznajemy, że sami przyczyniliśmy się do powstania trudności, jeśli jest dla nas jasne to, że nie zostaniemy zaatakowani po odsunięciu brzuszka, że nie poleci w naszym kierunku seria oskarżeń, tylko będzie to punkt wyjścia do poradzenia sobie z trudną sytuacją.
Tylko znowu nie chodzi tutaj o to, żeby pokornie pochylić kark i przyjmować wszystkie te “zasługi” na siebie. Wręcz przeciwnie, jeśli chcemy zobaczyć cały obraz, który się przed nami maluje i dać sobie i drugiej stronie szansę do dokonania pozytywnej zmiany, nie możemy ignorować też jej wkładu w konflikt.
Tylko wiecie – tak jak mówiłyśmy wcześniej – bez oskarżeń i ataków, bo inaczej nie wyjdziemy poza stary schemat i będziemy tak się kisić we własnym sosie do usranej. Stwierdzamy fakty, najlepiej poparte konkretnymi przykładami, bez uogólnień typu “ty zawsze”, a “ty to nigdy”.
Zadbajmy o jasność naszych uzgodnień
Czyli kiedy już uda nam się dogadać, to upewnijmy się, że wszyscy rozumieją je w ten sam sposób. Jest to szczególnie ważne, gdy dotyczą one spraw, o których nam było trudno porozmawiać. Mamy w sobie taki mechanizm, że jak coś się udało zrobić, z wieeeelkim trudem, to już byśmy chcieli odsapnąć i to odłożyć, a tym samym trochę zlekceważyć to, co nie do końca wyjaśniliśmy. A to potem często jest przyczyną dalszych problemów i dodatkowo wzmacnia w nas przekonanie, że jesteśmy nieskuteczni i nasze wysiłki idą na marne bo tak naprawdę nic się nie zmienia.
Zatem oprócz tego, że sprawdzamy czy tak samo rozumiemy, to co uzgodniliśmy, to reagujmy też wtedy, kiedy nasze ustalenia są łamane. I miejmy na uwadze to, że z czasem sytuacja może się zmienić i może się okazać, że coś wymaga zmiany, albo zupełnie nowych działań. Jeśli do tego dojdzie, warto mówić o tym otwarcie, a nie polegać na obustronnych domysłach.
Co do tego jeszcze, tak w kilku słowach
Pamiętajmy, że aby usprawnić komunikację i uniknąć nieporozumień nie możemy zapominać o emocjach, które warto potraktować poważnie, ale jednocześnie nie pozwalać na to, by to one zdominowały nasze zachowanie.
- Absolutnie konieczne jest też przyjęcie do wiadomości emocji innych ludzi – czyli wyrzucamy z osobistego słownika wszystkie kwestionujące komentarze.
- Akceptacja punktu widzenia drugiej strony, tak niezbędna w dążeniu do wyciszenia konfliktu, nie oznacza przyznawania racji.
- Słuchając, unikajmy wtrącania własnych uwag, co może doprowadzić do szewskiej pasji i skutecznie przeszkodzić nam dogadać się.
Zapisz się na newsletter!
Jeśli interesuje Cię temat mediacji i szeroko rozumianej komunikacji dołącz do nas. Raz w miesiącu wyślemy Ci maila z informacją o najnowszych publikacjach.
Pamiętaj, że w każdej chwili możesz się wypisać.