Mity na temat mediacji – cz. 1
W dzisiejszym artykule opowiemy trochę o błędnych przekonaniach na temat mediacji. Będzie to pierwsza odsłona cyklu, który nazwałyśmy „Mity na temat mediacji”. Całą serią, jaką stworzymy chcemy odczarować mediację i odsłonić przed Wami duże możliwości, które tak naprawdę daje. Ale też dlatego, żeby pokazać, że nie warto opierać się na stereotypach i zasłyszanej gdzieś informacji. Każdy bowiem inaczej odbiera to, co go spotyka i warto w związku z tym otworzyć się na własne doświadczenie, bez automatycznego powtarzania cudzych opinii.
Bardzo często błędnie powtarzamy zasłyszane informacje
Powtarzamy usłyszane gdzieś hasła i i przestajemy zastanawiać się nad tym, czy tak rzeczywiście jest.
I w ten właśnie sposób, również w „świecie” mediacji pięknie realizuje się znana wszystkim zasada, że kłamstwo powtórzone x razy staje się prawdą. Tym chętniej idziemy w to, jeśli usłyszymy coś od kogoś kogo znamy i komu ufamy. Kiedy np. znajomy, czy jakiś członek naszej rodziny był na mediacji, która okazała się nie taka, jak ją sobie wyobrażał. I tak wyrobił sobie na jej temat dość jednoznaczną opinię, odnosząc ją do mediacji w ogóle. To jest trochę tak, jakby wrzucić do jednego worka wszystkich nauczycieli matematyki i uważać, że nie dość że przedmiot ten jest niepotrzebny, to jeszcze nikt nie potrafi go nauczać. Tylko dlatego, że my sami mieliśmy nie najlepsze doświadczenia z tym przedmiotem związane.
Mit 1 – mediacja służy pojednaniu ludzi
Tak faktycznie zwykło się mówić: „idźcie do mediatora on was pogodzi”. A my słysząc te słowa, czasem nawet niewiele się nad tym zastanawiając myślimy nie o tym, co możemy zyskać samodzielnie rozwiązując problem, tylko o tym, jak trudno będzie przedstawić mediatorowi nasz punkt widzenia i przekonać go do tego, żeby on potem przekonał drugą stronę, do tego, co naszym zdaniem powinniśmy teraz zrobić. Ufff 🙂 Dlaczego tak sobie utrudniamy życie? Częściowo może być to spowodowane wcześniejszymi doświadczeniami, kiedy nauczyciel lub rodzic autorytarnie „rozwiązywał” za nas nasz konflikt i tak naprawdę wymuszał porozumienie poprzez podanie oponentowi ręki. A my no cóż, albo pokornie przyjmowaliśmy zaistniały stan rzeczy, albo miotaliśmy się, walczyliśmy podając swoje najsilniejsze argumenty. Jak to się kończyło? Najczęściej pokornym odejściem, przy czym tuż za rogiem z powrotem w ruch szły języki i szturchańce.
W takim razie jak to wygląda w przypadku mediatora i samej mediacji?
Mediator jest neutralny wobec przedmiotu mediacji i bezstronny wobec jej uczestników
Pewnie dla wielu osób brzmi to jak klasyczna książkowa regułka, ale jak się nad tym dłużej zastanowić, to jest to właśnie odpowiedź na wiele wątpliwości. Bo w praktyce bezstronny znaczy tyle, że mediator:
- nie jest związany w żaden sposób, z żadną ze stron
- nie reprezentuje niczyich interesów
- nie jest niczyim przedstawicielem i nikogo nie faworyzuje.
Z kolei neutralność najprościej można ująć w tym, że mediator:
- nie podpowiada ani nie sugeruje żadnych rozwiązań
- nie wyraża swoich opinii i poglądów
- nie udziela rad i nie opowiada o swoich własnych doświadczeniach.
Łatwo jest tu wyczuć, że te dwie rzeczy: neutralność i bezstronność zdecydowanie ułatwiają złapanie dystansu, który z kolei umożliwia prawdziwe wsparcie obu stron. Dlaczego? Bo mediator nie ma żadnego interesu w tym, żeby rozmowę którą prowadzą przy nim strony rozwiązać na korzyść jednej z nich, czy żadnej z nich. Nie ma nawet żadnego interesu w tym, żeby tę sprawę w ogóle rozwiązać. Bo i po co? Ci ludzie przyszli do niego na chwilę, z konkretnym tematem i po zakończeniu mediacji prawdopodobnie więcej się nie spotkają.
To właśnie ta swoboda pozwala mu pozostać obiektywnym i otwartym na to, co słyszy i widzi i podążać właśnie za tym, co strony zdecydowały się powiedzieć. Zrzuca to z niego ciężar zarządzania rozmową, decydowania i ponoszenia konsekwencji za rozstrzygnięcie.
Mediator staje się „echem” rozmowy
Łatwiej będzie nam to zrobić jeśli uznamy, że ich źrodłem są właśnie nasze własne oczekiwania, pragnienia, wyznaczane przez nas wartości i przede wszystkim nasze myśli. Dlatego słysząc jakiś negatywny komunikat skierowany w naszą stronę, zamiast bezrefleksyjnie brać całą winę na siebie lub właśnie obwiniać innych, warto jest pójść o krok dalej i spróbować wczuć się w emocje i potrzeby swoje i innych.
Narzędzia i techniki jakie stosuje mają na celu zorientowanie ludzi na konstruktywną rozmowę, na siebie nawzajem i na ich własną decyzyjność. Mediator pomaga:
- podkreślić istotne okoliczności, o których strony mówią
- podkreślić to co je łączy, ale też to co dzieli
- podsumować ustalenia.
Mediator nie zastanawia się nad tym, co było powodem tego konkretnego sporu, z którym strony do niego przyszły. Tak naprawdę często, zwłaszcza na pierwszym spotkaniu, w ogóle nie porusza się tej kwestii. Ale często zdarza się, że ludzie rozmawiając o wielu rzeczach, sami z siebie i bywa, że nieświadomie kierują rozmowę na to, co było tak naprawdę przysłowiowym „źródłem całego zła”. Bo dopiero stopniowe otwarcie się na rozmowę, w której bezpiecznie dla siebie mogą poruszyć trudne obszary konfliktu, finalnie prowadzi do tego, że nie tylko w końcu ze sobą rozmawiają, słyszą się, rozumieją, ale teraz już znając potrzeby drugiej strony i motywy którymi się kierowała, sami szukają wspólnych rozwiązań.
Jak to wszystko ma się do pojednania?
Chyba sami czujecie już, że nie zawsze o pojednanie w mediacji chodzi.
Mediacja służy pogadaniu, skupieniu uwagi na samej interakcji, często głębszym poznaniu siebie nawzajem.
Przecież nie tylko rozwodzący się małżonkowie mediują, ale np. kontrahenci pomiędzy, którymi doszło do jakiejś kolizji interesów i między, którymi zadziało się coś co przeszkadza im sobie w pełni zaufać. Ludzie mogą zobaczyć i często widzą 🙂 swoją rozmowę jako udaną, nie tylko wtedy gdy osiągną porozumienie. Często uznają już za dużą wartość zwiększenie wzajemnego zrozumienia, rozszerzenie perspektywy na swoją sprawę a nawet to, że dzięki mediacji udaje im się „dobrze” dla nich zakończyć relację.
Mit 2 – mediator rozwiąże za nas problem
Czasem, nawet z ust sędziów słyszy się, że mediator do spraw np. pracowniczych powinien znać się na prawie pracy, żeby lepiej rozumieć proces, możliwości jakie strony mają, ograniczenia prawne w tej materii i temu podobne rzeczy. Możliwe, że nawet znalazłoby się parę osób, które chciałyby posiąść taką wiedzę i umiejętności dzięki, którym mogliby rozwiązywać za innych każdy problem. Zawsze znajdować to idealne rozwiązanie i być w tym nieomylnym.
Zostawmy jednak hipotetyczne rozważania na boku 🙂 Otóż, żeby zostać mediatorem nie trzeba ukończyć prawa, medycyny, rachunkowości, zarządzania spółkami, psychologii, pedagogiki i politologii. Nie trzeba posługiwać się pięcioma językami i znać odpowiedzi na każde pytanie. A mimo wszystko można być nieocenionym wsparciem dla osób, które akurat w danej chwili, w konkretnej relacji mają trudność w dogadaniu się.
Głównym zadaniem mediatora jest wspieranie ludzi w komunikacji. Orientowanie ich na dialog, wzmocnienie i wzajemne zrozumienie po to, żeby przywrócić im zdolność do samodzielnego poradzenia sobie z problemami.
Dlatego na pytanie: „no i co pani mediator o tym sądzi, albo co pani proponuje z tym zrobić”? pada stanowcza odpowiedź: „to państwo jesteście ekspertami w swojej sprawie i znacie odpowiedź na to pytanie, naszą rolą jako mediatorów jest tylko pomóc wam odkryć to najlepsze rozwiązanie”.
Dlaczego właśnie tak? Odpowiedź najprościej wytłumaczy przykład sądu. Co się dzieje jak już otrzymamy decyzję? Jak to mówią prawnicy „to zależy”. Jeśli decyzja ta mi odpowiada bo jest zgodna z moimi oczekiwaniami to trzymam kciuki, żeby nikt jej nie zaskarżył. Odliczam dni do uprawomocnienia wyroku i cieszę się zwycięstwem. I pewnie w przyszłości będę każdemu polecać kierowanie spraw do sądów.
A co jeśli decyzja ta nie zadowala mnie, bo liczyłam na więcej, na trochę inne rozstrzygnięcie? Wówczas robię co w mojej mocy, często ze wsparciem pełnomocnika, żeby tę decyzję zmienić, uchylić i uzyskać inną. Rozpoczyna się batalia. Ja odbieram tę konieczność dalszej walki o swoje, jako niesprawiedliwość, bo przecież decyzja powinna być inna, bo moim zdaniem… A no właśnie. Moim zdaniem… Czyli jak to jest? Ufam temu sądowi, oddając w jego ręce moją sprawę ponieważ uważam, że on wie lepiej jak ją rozstrzygnąć i dostosuję się do jego rozwiązania? Czy jednak ja wiem lepiej i właśnie zamierzam to udowodnić?
Jeśli wiem lepiej, to dlaczego oddaję moją sprawę w ręce sądu? Czy nie byłoby łatwiej, gdybym pogadał o tym z drugą stroną i przedstawił pomysły na rozwiązanie? Oczywiście druga strona może się na to nie zgodzić, bo dla niej nie będzie to tak samo dobre jak dla mnie. I jasne, wtedy możemy pójść do sądu, ale będziemy już mniej więcej wiedzieć, o co nam chodzi, lepiej wzajemnie rozumieć naszą sytuację. Z drugiej strony – może nie będzie wcale takiej konieczności? Przecież jak już usiądziemy przy tym wspólnym stole, poznamy lepiej swoje wzajemne potrzeby, to z tych dwóch różnych propozycji, może powstać jeszcze trzecia, czwarta, piąta… a może nawet się dogadamy :)?
Jaki z tego płynie wniosek?
Nie lubimy podążać za cudzymi radami, nawet jeśli udzielają ich autorytety
Wolimy podejmować własne, autonomiczne decyzje. Czujemy się wtedy pewniej i chętniej je realizujemy. Naturalne jest dla nas to, że lubimy mieć wpływ na to, co się z nami dzieje. Dlatego obok sądu wymyślono mediację, żeby dać ludziom szansę na decydowanie o sobie w swojej sprawie.
Można chyba powiedzieć, że mediator to taki bufor bezpieczeństwa 🙂 Podejmujemy próbę rozmowy ze sobą w jego obecności, bo czujemy się bezpieczniej wiedząc, że ktoś nad tą rozmową czuwa. Kto wesprze nas w razie konieczności, ale jednocześnie nie ma żadnego interesu w tym, co zrobimy. Nie będzie oceniał, decydował i nie wykorzysta tego, co powiemy przeciwko nam.
Czyli nie idziemy do mediatora po rozwiązanie – od tego mamy sąd. Do mediatora idziemy po to, czego sąd nam nie zapewni. Tak naprawdę mamy tu na myśli nie tylko sąd. Przecież równie często nie dajemy sobie na to przestrzeni w domu, czy w pracy – czyli czasu i miejsca na to, żeby się wygadać, żeby nawet się posprzeczać o to, co nas gryzie, ale tak jakoś konstruktywnie 🙂
Mit 3 – na mediację kieruje sąd i to głównie w sprawach rodzinnych
Prawdą jest, że wiele spraw kierują na mediacje sądy, ale nie jest to jedyna słuszna opcja. My również możemy z niej skorzystać już wtedy, kiedy chcemy zapobiec rozwojowi naszego konfliktu. Wybierając moment, kiedy jeszcze jesteśmy w stanie ze sobą rozmawiać i mamy wolę do tego, żeby się wzajemnie posłuchać. W imię zasady: lepiej zapobiegać niż leczyć 🙂
Mediacja służy nie tylko rodzinie. Można do niej skierować różne sprawy nawet takie, które pozornie nie nadają się do mediowania. Przykład:
- błąd medyczny
- odmowa wydania pozwolenia na budowę
- spór z dyrektorem przedszkola, do którego chodzi nasze dziecko, lub odwrotnie spór z rodzicami kolegi naszego malucha
- mediacje w sprawie odszkodowania za opóźniony lot
- mediacje w zakresie usług medycznych i w hospicjum
- mediacje jako sposób na rozwiązanie konfliktów w społeczności akademickiej
Przy okazji informujemy, że mediacje nie są zastrzeżone tylko dla dorosłych 🙂 Młodzież również świetnie odnajduje się w tym temacie, czego dowodem jest mocno rozwijająca się tzw. mediacja rówieśnicza. Dzieciaki przygotowując się do roli mediatora rówieśniczego, uczą się rozmawiać i rozwiązywać swoje spory od najmłodszych lat. Rozwijając w ten sposób bardzo ważne kompetencje społeczne.
Sami widzicie, że tyle tu różnych przykładów (a to dopiero otwiera listę) na to, jak mediacja może pomóc w takich codziennych, prywatnych sprawach. I żaden sąd nie jest tu potrzebny, ani do tego żeby takie sprawy na mediacje skierować ani tym bardziej, żeby zatwierdzać ugody.
Co musisz zrobić jeśli chcesz skorzystać z mediacji bez skierowania z sądu?
Skontaktuj się z mediatorem, których jest już naprawdę wielu w każdej części kraju. Dobrym źródłem mogą być listy stałych mediatorów przy sądach okręgowych, ale też strony internetowe ośrodków mediacyjnych, które zrzeszają specjalistów zajmujących się mediacjami o różnym przedmiocie. Możesz też poszukać indywidualnie pracującego mediatora – na przykład zajrzyj do nas na STRONĘ [link] i dowiedz się więcej o tym, jak pracujemy :). Każdy mediator pomoże Ci zorganizować cały proces. Poprowadzi Cię przez niezbędne formalności tak, żeby w zależności od rodzaju sprawy przebiegało to zgodnie z prawem i bez szkody zarówno dla Ciebie jak i drugiej strony. Co ważne, jeśli nie chcemy sami informować drugiej strony o tym, że kierujemy sprawę do mediacji, mediator zrobi to w naszym imieniu.
Krótko podsumowując
- Mediacja nie służy tylko pojednaniu. Jej wymierną korzyścią może być również zwiększone wzajemne zrozumienie, oraz podjęcie kluczowych i zgodnych z nami decyzji. Często także tych o rozstaniu, ale bez całkowitego niszczenia relacji. Tak naprawdę liczy się każdy mały krok, który zbliży nas do rozwiązania.
- Mediator nie rozwiąże za nas naszego problemu, a jego głównym zadaniem jest wspieranie nas w naszej rozmowie, wzmacnianie nas i budowanie między nami zrozumienia po to, żebyśmy mogli samodzielnie działać i dokonywać własnych wyborów w naszej sprawie. Ostatecznie odpowiedzialność za wynik mediacji jest w naszych rękach.
- Nie potrzebujesz zgody czy decyzji sądu, żeby wziąć udział w mediacji. Każdy moment jest dobry, żeby wziąć sprawy w swoje ręce a obszar, w którym mediacja daje konkretne efekty jest bardzo szeroki.
Podziel się swoją opinią
Zależy nam na Twojej opinii, więc jeśli masz jakieś uwagi, chcesz o coś zapytać lub czymś się z nami podzielić to daj znać w komentarzu. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł i chcesz być na bieżąco nie martwiąc się o to, że coś Cię ominie, zostaw nam swojego maila – będziemy informować Cię o nowych artykułach na temat mediacji, ale nie tylko. I bądź spokojny, nikomu go nie ujawnimy – słowo mediatora! ;).
Zapisz się na newsletter!
Jeśli interesuje Cię temat mediacji i szeroko rozumianej komunikacji dołącz do nas. Raz w miesiącu wyślemy Ci maila z informacją o najnowszych publikacjach.
Pamiętaj, że w każdej chwili możesz się wypisać.