W relacji nie ma tego, czego sami nie dajemy
Relacje stanowią nieodłączną część naszego życia. Przecież nikt z nas nie jest samotną wyspą na oceanie, ani też nikt z nas nie żyje w próżni. Życie pustelnika w dzisiejszych czasach też jest albo mało atrakcyjne, albo niemożliwe. No chyba, że ktoś bardzo się postara :). W normalnym trybie, zawsze uczestniczymy w jakichś relacjach. Ich charakter to często taki papierek lakmusowy tego, kim jesteśmy, co myślimy na swój własny temat, ale też jak postrzegamy innych ludzi i jakie emocje najczęściej nam towarzyszą. Jednym słowem co „w środku to i na zewnątrz”:). W relacji nie ma więc tego, czego sami nie dajemy. Jeśli zatem chcemy coś zmienić to powinniśmy dawać to, co sami chcemy z niej wyciągnąć.
Od czego warto zacząć?
Jeśli coś nie wychodzi tak jakbyśmy chcieli. Gdy odczuwamy jakąś dysharmonię w naszych interakcjach i chcemy naprawić to, co nam przeszkadza
powinniśmy zacząć od zdobycia wiedzy na temat tego, co konkretnie nie działa.
Co jest w takim razie powodem tego, że coś szwankuje? I powoduje to, że tak ciężko jest się nam porozumieć?
Pierwsza myśl, jaka się nasuwa to silne emocje, jak np. złość. W trudnych sytuacjach emocje pojawiają się często lawinowo. Wiemy coś o tym, prawda:)? To, co z tą złością?
Złość jest bardzo ciekawą emocją, ale niedocenianą
Najczęściej chcemy ją stłumić, zwalczyć bo źle nam się kojarzy. A ona tak naprawdę jest sygnałem alarmowym, który mówi nam, że nasze myślenie i działanie prowadzi nas na manowce. W stronę niezbyt konstruktywnych interakcji z innymi. Czy widząc „krzyczącą” do Ciebie czerwoną kontrolkę w samochodzie ignorujesz ją i jedziesz dalej?
Oczywiście taka chęć wyparcia złości wynika z tego, że od dziecka uczy się nas, że nie należy się złościć. Wzbudza się w nas albo poczucie winy albo wstydu kiedy ją odczuwamy i prezentujemy światu. Każdy z nas tak ma. Kiedy jednak poznamy jej źródło i nauczymy się świadomie z nią postępować okazuje się, że jest bardzo pomocna. I teraz bardzo ważną rzeczą, którą warto sobie uzmysłowić jest fakt, że
to nie inni ludzie czy ich zachowanie wywołują nasze uczucia, ale sposób w jaki my je interpretujemy i postrzegamy.
Te interpretacje ograniczają naszą perspektywę do stwierdzenia, że ktoś jest „zły”, „nie ma racji”, że coś jest „słuszne”, albo „niesłuszne”. Mówimy sobie, że ktoś postąpił wobec nas nie fair, że „tak się nie traktuje ludzi”. Czyli
czuję to, co czuję, ponieważ myślę o zachowaniu innych osób w sposób, który zawiera ocenę (np. jako coś złego lub niesłusznego)
Właśnie takie obrazy zawierające ocenę innych ludzi, które pojawiają się w głowie, wywołują w nas trudne emocje np. frustrację, złość. A zarazem wprowadzają nas w błąd, że ten konkretny bodziec – zachowanie – jest jej przyczyną.
Przykład
Czekasz na kogoś, a ten ktoś się spóźnia. 5-10-15 minut 🙂 Mija pół godziny…I nie siedzisz w przytulnej kawiarni, z filiżanką pysznej kawy… Tylko nadal czekasz. Bez wieści od tego, który miał Cię odebrać 🙂 Jakie procesy myślowe zachodzą w Twojej głowie? Po jakim czasie zaczyna się budzić ten mały, póki co niegroźny agresor:)? Jaka myśl go wywołała, a potem jakie kolejne powodują, że przybiera na sile?
Poddając się tym myślom, od razu chcemy kogoś, kto naszym zdaniem jest winny naszej „niedoli” ukarać. Bo ci, którzy wyrządzili nam jakąś przykrość lub krzywdę zasługują na to, by cierpieć! Skoro jest wina, to musi być i kara itd. Problem w tym, że takie zachowanie do niczego nie prowadzi, daje złudną kontrolę panowania nad sytuacją. Bo co tak naprawdę kontrolujesz, jeśli oddajesz własne samopoczucie w ręce innych?
Poza tym kara działa tylko pozornie – nasila tylko wzajemną niechęć i często prowadzi do wzmocnienia niechcianego zachowania. Ludzie przez nas „ukarani” często robią dokładnie to samo. Tylko w ramach oporu robią to mocniej i dłużej niż by to robili, gdyby kara ich nie spotkała. Czy o taki efekt nam chodzi? Jeśli nie, pomyśl jakie motywacje chciałbyś wzbudzać w innych, kiedy robią coś dla Ciebie? Chyba nie jest to poczucie winy, strach przed karą, poczucie obowiązku, wstydu, czy jedynie chęć „załatwienia” sobie czegoś?
Za naszymi myślami i ocenami, które wywołują konkretne emocje, stoją nasze niezaspokojone potrzeby
Nie mamy tego głębszej świadomości i zamiast odnosić się bezpośrednio do tych potrzeb, zastanawiamy się: „co jest nie tak z tymi ludźmi…?”
Ponieważ większość z nas została nauczona myślenia w kategoriach oceny, mamy często problem z rozpoznaniem tego, czego sami potrzebujemy. No właśnie więc czego potrzebujemy? Zajrzyj tutaj, żeby poznać listę najczęściej występujących potrzeb i uczuć im towarzyszących.
Przykład
Prowadzisz samochód, nawet jesteś rozluźniony, bo ładna pogoda a zaczyna się weekend. Nie ma korków, więc zdążysz zjeść ciepły obiad. Myślisz o swoich miłych planach na wieczór i w tym momencie jakiś „osiołek” vel „rozgarnięta inaczej” wyjeżdża Ci spod podporządkowanej. Niemal prosto pod Twoje koła. Ostro hamujesz i na szczęście po mistrzowsku unikasz wizyty u blacharza. Jakie słowa ekspresowym tempem lecą w tym momencie w eter, to wszyscy wiemy i rozumiemy:). Co się wydarzyło? Ten przypływ złości wywołała lawina Twoich myśli i ocen, a te z kolei do tablicy wywołała zagrożona potrzeba bezpieczeństwa.
Zamiast skupiać się na tym, czego nam naprawdę brakuje, zaczynamy myśleć o ludziach i oskarżać ich o to, że nie dają nam czegoś, czego potrzebujemy. Przyjmując taką strategię działania, oceniając i krytykując innych jedynie oddalamy się od celu, bo inni naturalnie przyjmują postawę obronną i nie mają ochoty myśleć o naszych potrzebach. Współpraca staje się ciężka, a czasem wręcz niemożliwa.
Projektujemy na innych swoje osądy, emocje i przekonania
Przypisujemy innym własne cechy i zachowania, bo wychodzimy z założenia, że ludzie robią rzeczy z tych samych pobudek. Czyli mówiąc prościej: ponieważ ja taki jestem, to wydaje mi się, że i Ty taki jesteś. Innym razem zniekształcając swój własny obraz dodajemy innym to, czego nam samym brakuje.
Krótko mówiąc, im jedna strona czuje się słabsza, tym bardziej druga strona będzie jej się wydawała dominująca. Im mądrzejszy się czujesz, tym głupszy wyda Ci się Twój rozmówca. Podobnie jeśli odczuwasz lęk, będziesz uważał potencjalnego „agresora” za bardziej napastliwego, niż jest w rzeczywistości.
Czyli zawsze wtedy, gdy idealizujesz drugą osobę, jednocześnie dewaluujesz siebie. I odwrotnie.
Widzisz już jak to wszystko skutecznie zaburza komunikację?
Tym, co dodatkowo wzmacnia poczucie niezrozumienia, są nasze wyuczone strategie radzenia sobie w rozmowie
Automatycznie przez nas stosowane, zwiększają efekt wyobcowania. To wszystkie nasze ograniczające, często już nieaktualne schematy i nawyki, czyli:
- notoryczne przerywanie
- doradzanie bez wyraźnej zachęty z drugiej strony
- dokańczanie/dopowiadanie zdań za mówiącego
Albo wręcz przeciwnie: całkowity brak reakcji, ocenianie i układanie odpowiedzi w głowie jeszcze w trakcie czyjejś wypowiedzi. Taki koktajl często da nam efekt w postaci kłótni.
Często również nieświadomie i nawet kierowani dobrą intencją, stosujemy tzw. kwestionujące komentarze. Czyli słowa, które tak naprawdę podważają czyjeś uczucia i w niczym nie pomagają. To wszystkie uwagi typu:
Takie kwestionowanie i wskazywanie na swego rodzaju irracjonalność zachowania, mówienie komuś, co powinien czuć a czego nie, powoduje tylko to, że te bolesne i trudne przeżycia stają się jeszcze bardziej intensywne. Poza tym, jeśli będziemy odrzucać czyjeś emocje, albo próbować je zmienić, tylko wzmocnimy jego przekonanie o tym, że nie ma prawa popełniać błędów i czuć z tego powodu smutku, czy frustracji. A przecież każdy ma prawo mieć gorszy dzień, prawda?
Hej, hej jesteś jeszcze z nami? 🙂 Jest tego więcej, ale obiecujemy, że ten wpis powoli zbliża się do końca 🙂
Ponieważ lubimy czuć się ważni i potrzebni
Z dużym upodobaniem uruchamiamy w sobie tryb „ekspercki”. Gdy ktoś przychodzi do nas z jakąś sprawą, to my bardzo chcemy udowodnić, że jesteśmy warci danego nam zaufania i bardzo użyteczni, bo zawsze znajdziemy jakieś rozwiązanie. Te wszystkie nasze: „ja wiem, co powinieneś zrobić”, „znam rozwiązanie tego problemu, to proste i jeszcze podam Ci je na tacy”. Jednym słowem „będzie pan zadowolony”:).
Pytanie tylko, gdzie w tym wszystkim jest ta druga strona i jej rzeczywiste potrzeby? Czy naprawdę przyszła po to, żeby móc się chwilkę ogrzać w promieniach naszej mądrości? Posłuchać dobrych rad, a czasem nawet tego, że taka trochę gapa z niej, ale my to wiemy więcej i jej teraz okażemy serce i pomożemy? Czy Ty właśnie tego oczekujesz, gdy zwracasz się do kogoś, żeby pogadać o problemie? A może z wdzięcznością przyjmujesz tę „przestrzeń”, w której swobodnie możesz opowiedzieć o tym, co czujesz i jak coś widzisz? Przecież lubisz czuć się wysłuchanym i zrozumianym, bez oceniania, udzielania rad i pouczania?
Krótko podsumowując
Wszystkie nasze działania wynikają z potrzeb, które chcemy zaspokoić. Tym, co utrudnia a często też zaburza, lub wręcz uniemożliwia nam utrzymywanie dobrych relacji z innymi, są nasze wyuczone i nawykowe sposoby myślenia i mówienia. To one mają ogromny wpływ na nasze emocje, a te na sposób naszej komunikacji z innymi i często przyczyniają się do braku zrozumienia. Dodaj do tego inne rozpraszacze, jak chociażby przesyłane w świat projekcje („bo mama Zosi mówiła…”, „a w sieci piszą, że…”) i mieszanka wybuchowa gotowa. Nie wyczerpuje to oczywiście tematu zaburzeń komunikacji i przyczyn naszych konfliktów, ale i tak jest już nad czym myśleć, prawda :)?
W kolejnym artykule opowiemy o tym, co możesz zrobić, żeby wyskoczyć z tej karuzeli nieporozumień i wsiąść w kolejkę prowadzącą do porozumienia:)
Zapisz się na newsletter!
Jeśli interesuje Cię temat mediacji i szeroko rozumianej komunikacji dołącz do nas. Raz w miesiącu wyślemy Ci maila z informacją o najnowszych publikacjach.
Pamiętaj, że w każdej chwili możesz się wypisać.